W czerwcu 1968 roku zatrzymano na lotnisku Heathrow niejakiego Jamesa Earl Raya. Rok wcześniej ten amerykański przestępca uciekł z więzienia stanowego Missouri.
Ameryka wciąż wstrząśnięta była zabójstwem Martina Luthera Kinga i to właśnie Rayowi postawiono zarzut morderstwa pastora.
Śledztwo pełne było niejasności i zaniedbań. Ray przyznał się do zabójstwa, ale zrobił to tylko by uniknąć kary śmierci. Świadkowie, których nikt nie chciał przesłuchać twierdzili, że strzały padły z zupełnie innego miejsca niż ustalono w oficjalnej wersji.
Wielu do dziś twierdzi, że pastor King padł ofiarą spisku, a zbiegły przestępca był idealnym kozłem ofiarnym.
J.E. Ray nie zamierzał spędzać zasądzonych 99 lat za kratami i ponownie udało się uciec z więzienia 8 lat później. Złapano go po 3 dniach.
W 1997 roku w więzieniu doszło do jego spotkania z synem Martina Luthera Kinga, Dexterem. Syn pastora poparł pomysł ponownego procesu w sprawie morderstwa ojca.
Ray nie miał jednak szansy na ewentualne oczyszczenie się z zarzutów. Zmarł rok później na niewydolność nerek i wątroby po odbyciu 30 lat kary.